dom energooszczędny

Dom energooszczędny po pierwszej zimie – komfort i oszczędności

Przeprowadzka do nowego domu była przejściem na zupełnie inny poziom życia i komfortu. Nasz dom okazał się przepustką do upragnionej wolności zarówno tej przestrzennej jak życiowej. To zupełnie inna jakość, nieporównywalna z mieszkaniem w bloku. Pracy wciąż jest mnóstwo. Wykańczanie domu własnymi rękami jest czasochłonne i wymaga kompromisów, ale nabyte umiejętności i satysfakcja z osiągniętych rezultatów zostanie z nami na zawsze. Wykańczanie środka było bardzo inspirujące i pozwoliło poszerzyć horyzonty zarezerwowane jedynie dla fachowców. Mąż, Pan Mihaty niczym niespełniony odkrywca, któremu nieszczelna łajba nie pozwalała dopłynąć od bezpiecznego brzegu, wystrzelił niczym Wally 118 – najszybszy jacht motorowy na świecie. Nowe oblicze Pana Mihatego napawało dumą, widząc jak staje się hydraulikiem, elektrykiem czy stolarzem 🙂

Oboje dzieciństwo i dorosłe życie spędziliśmy w blokach. Jako dzieciaki wychowywaliśmy się na tzw. „wolnych osiedlach” gdzie nie było ograniczeń, siatek, kamer, zakazów i nakazów wywieszonych na każdym kroku. Gdy padało, bawiliśmy się w piwnicy w chowanego. Rodzice nie mieli z tym żadnego problemu. Gdy pogoda dopisywała, eksplorowaliśmy każdy kawałek osiedla, każde drzewo, krzaki, dachy garaży i pobliskie boisko stadionowe. Pozdzierane kolana, zafarbowane od trawy spodenki, zakwasy od grania w gumę i pierwsze zagrania taktyczne  w osiedlowych „podchodach” uczyły nas rywalizacji, odpowiedzialności za grupę, współczucia, gdy komuś coś się stało, smakowania nowych rzeczy i pierwszych porażek. Blizny nabyte w tamtych czasach niech nie będą dla nas przykrym wspomnieniem. Niech przypominają nam o beztroskim życiu, wakacjach od świtu do zmierzchu, siedzeniu na gołej ziemi i małych rzeczach, które cieszą jak największe skarby. Przeprowadzka na wieś przypomniała mi o tym wszystkim.

Mieszkanie w domu z ogródkiem to czysta przyjemność, przynajmniej dla mnie. Jednak dom to przede wszystkim budynek, generujący koszty związane z ogrzewaniem, doprowadzeniem wody, odprowadzeniem ścieków czy stałymi opłatami urzędowymi. To również jakość powietrza, którym oddychamy w jego wnętrzach oraz mikroklimat zależny od wielu czynników. Dlatego w dzisiejszym poście chciałabym podzielić się z Wami pierwszymi wrażeniami po ponad półrocznym mieszkaniu w domu energooszczędnym wzniesionym z prefabrykatów keramzytowych.

Grzewcza płyta fundamentowa

To nadal baaaardzo gorący temat, budzący ogromne zainteresowanie. Pod moim filmikiem na kanale You Tube, aż kipi od komentarzy zarówno zwolenników jak i przeciwników tej technologii.

Komentarze są różne. Jako użytkownik grzewczej płyty fundamentowej mam już wyrobione zdanie. Niektóre komentarze nadal wywołują mój uśmiech, ale dopóki nikt nikogo nie obraża niech „znawcy” piszą, co chcą.

Płyta fundamentowa to obecnie najlepsze rozwiązanie uwzględniające właściwą izolację termiczną. Nawet najbardziej zaizolowana podłoga na gruncie, nie może się równać z jednolitym fundamentem płytowym. Brak mostków termicznym wynika przede wszystkim z ciągłości izolacji cieplnej. Ta swoistego rodzaju „rynna izolacyjna”rozciąga się na całej powierzchni wytyczonych fundamentów, zapewniając bezpieczeństwo przed ucieczką ciepła oraz doskonale je akumuluje. Dodając jeszcze zintegrowane ogrzewanie, możemy uzyskać naprawdę świetne parametry. Więcej o tym, jak powstawała moja płyta znajdziecie tutaj i tutaj.

Moje odczucia i obserwacje 

Na dom energooszczędny składa się kilka czynników. Fundament jest jego istotną częścią. Czego udało nam się uniknąć, inwestując w płytę fundamentową? Czym różni się zwykła podłogówka od instalacji grzewczej zamontowanej już na etapie lania płyty? Poniżej kilka istotnych informacji z perspektywy użytkownika.

Fundament płytowy gwarantuje ciągłość izolacji we wszystkich wymiarach. Co to nam daje? Przede wszystkim brak mostków termicznych. W przypadku zwykłych ław fundamentowych miejsce przerwy izolacyjnej może przemarzać, co niesie za sobą niebezpieczeństwo skraplania się wilgoci od strony wewnętrznej domu. Na pozostałe konsekwencje nie trzeba będzie długo czekać. W pierwszym rzucie pojawi się wilgoć, która może spowodować uszkodzenie tynków lub całej ściany. Kolejne następstwa to rozwój pleśni i grzybów. Przy tradycyjnych ławach fundamentowych, można stosunkowo łatwo dokopać się i odsłonić wadliwe miejsce, jednak przygotujcie się na spore koszty i rozryte obejście domu. Warto uniknąć takich problemów, szczególnie w nowym budynku.

źródło:ps-płyty-fundamentowe.pl

Może Was zaskoczę, ale istnieje odczuwalna różnica między zwykłą podłogówką zalaną chudziakiem a ogrzewaniem zainstalowanym w płycie fundamentowej. Długo nie wiedziałam, jak opisać różnicę między nimi, ale chyba się udało :-). Z góry zaznaczam, że na ogólny komfort termiczny znaczący wpływ ma również wentylacja mechaniczna i pozostała izolacja w całym domu, jednak zaistniała różnica warta jest opisania.

W zależności od preferencji i ustawień źródła ciepła (np. piec kondensacyjny lub pompa ciepła) jesteśmy w stanie uzyskać wysoki komfort termiczny, używając do tego niższych temperatur w obiegach grzewczych. W porównaniu do tradycyjnych kaloryferów są to zaskakująco niskie wartości. W najchłodniejszych dniach stycznia, kiedy temperatury na zewnątrz przekraczały -14 stopni, temperatura w naszych obiegach grzewczych nie przekraczała 24 stopni, co przełożyło się na temperaturę w pomieszczeniach na poziomie 22-23 stopnie. Tego można było się spodziewać, gdyż płyta to gigantyczny akumulator cieplny doskonale zaizolowany ze wszystkich stron.

Jednak to, co mnie zaskoczyło, to właśnie ten komfort termiczny, który nazwałam roboczo„czerwcowe gofry pod parasolkami” 😉 W mieszkaniach z tradycyjnym ogrzewaniem podłogowym, w których miałam okazje mieszkać bądź przebywać dłuższy okres, podłogi były bardzo ciepłe, co jest zawsze przyjemne dla ogólnego odczucia. Jednocześnie temperatura w pomieszczeniach nie przekraczała 23 stopni.

W przypadku grzewczej płyty fundamentowej, żeby uzyskać aż tak ciepłe podłogi, temperatura w obiegach musiała być o kilka lub kilkanaście stopni wyższa. Zakładam przedział miedzy 30-35 stopni. Pierwsze wnioski nasuwają się same. W tamtych domach/mieszkaniach musiała być jakaś nieszczelność, skoro tak wysoka temperatura w obiegach, dawała komfort termiczny na poziomie 23 stopni. Pierwsze źródła ucieczki ciepłego powietrza można by było doszukiwać się w nieszczelnych oknach lub wentylacji grawitacyjnej. Piszę o tym nie bez przyczyny. Rozchajcowaliśmy naszą płytę do 35 stopni w obiegach co przełożyło się na temperaturę odczuwalną niemal 30 stopni w każdym pomieszczeniu. Żar tropików to mało powiedziane. Wychładzanie jej zajęło nam kilka godzin, nie obeszło się bez otwierania okien.

W naszym domu jest stała temperatura między 22-23 stopnie. W słoneczny dzień temperatury w strefie dziennej dochodzą do 25 stopni. Jednak w 90% okresu grzewczego (październik, listopad, grudzień, styczeń, luty) było to 22 stopnie. Określenie „czerwcowe gofry pod parasolkami” to moja wizualizacja klimatu panującego u nas w domu w okresie grzewczym 😉 W naszej strefie klimatycznej czerwiec jest miesiącem, kiedy robi się przyjemnie ciepło i wakacyjnie, jednak rzadko kiedy zdarzają się tropikalne upały. Występujące od czasu do czasu wyższe temperatury nie są uciążliwe, tylko przyjemnie wprowadzają nas w wakacyjny nastrój. Tak też jest u nas w domu. Podłogi są ciepłe, ale nie przesadnie. Odczuwalne ciepło jest jakby wszechobecne, bez konkretnego wskazania skąd pochodzi. Właściwie dla kogoś, kto nie wiedziałby, jak ogrzewamy nasz dom było by to zagadką. Dzięki rekuperacji rozprowadzającej ciepłe powietrze po całym domu komfort termiczny jest właśnie taki, jakbyśmy siedzieli w czerwcu pod parasolkami, w ulubionej knajpie serwującej gofry z żelowymi wiśniami i bitą śmietaną 🙂 Jest po prostu przyjemnie.

Bezwładność cieplna płyty fundamentowej

W przypadku grzewczej płyty fundamentowej i każdej innej podłogówki takie zjawisko oczywiście występuje. Traktowane jest jako wada takiego systemu, gdyż czas nagrzewania się płyty i jej wychładzanie jest znacznie dłuższy niż w przypadku tradycyjnych kaloryferów czy ogrzewania nadmuchowego. Niektórzy twierdzą również, że ciężko przez to ustawić stałą temperaturę w pomieszczeniach. Jak zawsze diabeł tkwi w szczegółach, jednak nie jest taki straszny, jak go opisują.

To chyba najczęściej zadawane przez Was pytanie -„co z tą bezwładnością?” W naszym przypadku oboje lubimy ciepło. Oprócz kilku dni, kiedy testowaliśmy działanie nowego kominka, ogrzewanie było włączone cały czas. Co prawda to nasz kocioł kondensacyjny jest w pełni odpowiedzialny za dogrzewanie obiegów w płycie, jednak zdarzają się okresy, kiedy piec w ogóle nie pracuje (oprócz grzania ciepłej wody użytkowej), gdyż temperatura w domu nie spada. Dzięki rekuperacji z wysokim odzyskiem ciepła oraz doskonałej izolacji ścian i stropu nasz dom po prostu trzyma ciepło. Jednak posiadając ogrzewanie tego typu, trzeba się liczyć z wydłużonym czasem nagrzewania się domu czy jego wychładzaniem. Jednak czy jest to aż taki problem w obliczu tego, ile daje nam grzewcza płyta fundamentowa? W naszym przypadku bezwładność dotyczy 2-3 dni w roku, kiedy odpalamy ogrzewanie i podczas wyłączania. Jak już wspomniałam, oboje lubimy ciepło, dlatego piec ustawiony jest na stałą temperaturę, panującą u nas przez 24/h. W sypialni mamy zakręcony obieg, co daje nam temperaturę na poziomie 19-20 stopni. Nie potrzebowaliśmy do tego systemu sterownia każdym pomieszczeniem osobno (co jest fajnym dodatkiem, ale dla nas niepotrzebnym kosztem). Wiedziałam, że jestem w stanie opanować tak prostą instalację bez dodatkowych urządzeń. Dzięki ogrzewaniu pozostałych pomieszczeń (dokładnie tak samo, jak przypadku kaloryferów) pomimo wyłączonego obiegu grzewczego w sypialni temperatura nie spada w niej poniżej 19 stopni. Być może padną pytania, „a co kiedy chcielibyśmy uzyskać różne temperatury w różnych pomieszczeniach?” Wtedy oczywiście potrzebne będą osobne sterowniki, jednak jak często potrzebne Wam były więcej niż dwie wartości temperatur w jednym domu?

Czy utrzymywanie stałej temperatury w domu nie generuję wysokich kosztów za ogrzewanie?

Być może w niezmodernizowanych budynkach ze słabą izolacją i wentylacją grawitacyjną, stała temperatura utrzymywana przez 24/h generowałaby wysokie koszty. Budując dom energooszczędny, trzeba zainwestować parę złoty więcej, jednak już podczas pierwszej zimy poniesione koszty przyniosą pierwsze oszczędności. Nasz dom to typowa parterówka o powierzchni 143 m2. Dom został zaizolowany z wszystkich możliwych stron sporą warstwą różnych materiałów.

W strefie dziennej mamy dużo okien o sporych powierzchniach. Największe tarasowe ma wymiary 3600 x 2300. Później kolejno 2x FIX 2000 x 2300, w kuchni dwa okna 1200 x 2300 z tego jedno otwierane i jedno FIX. Okno nad zlewem w kuchni ma 1200 x 1420. Nawet najbardziej energooszczędne okna nie mogą się równać z litą ścianą pokrytą izolacją, więc wybór tych właściwych był zadaniem priorytetowym. Padło na okna Drutex, model Iglo Energy w pakiecie 3-szybowym, 7-komorowym z centralną. Współczynnik przenikania ciepła to Uw=0,79 W/(m2K). Więcej info znajdziecie → tutaj.

Do tego rekuperacja z odzyskiem ciepła. Ten element domykający dom jako budek energooszczędny okazał się najprzyjemniejszą jego częścią. Taki niewidzialny strażnik jakości powietrza dbający jednocześnie o odzyskiwanie energii z tego zużytego.

Dla przypomnienia,  jak działa rekuperacja→  Sercem rekuperacji jest centrala wentylacyjna, czyli rekuperator z wymiennikiem do odzysku ciepła. Rekuperator wyciąga powietrze w dwóch kierunkach jednocześnie. Proces wtłaczania świeżego powietrza do naszego domu rozpoczyna się na zewnątrz budynku. Zimne i świeże powietrze zaciągane jest przez czerpnię zamontowaną na elewacji.

Drugi strumień to powietrze ciepłe, zużyte, wilgotne, wyciągane z wewnątrz pomieszczeń przez anemostaty. Brudne powietrze wylatuje przez wyrzutnie, zlokalizowaną zazwyczaj po przeciwległej stronie budynku.

Te dwa strumienie powietrza spotykają się ze sobą w wymienniku ciepła, czyli rekuperatorze. Co istotne – strumienie nie mieszają się ze sobą, gdyż każde płynie odrębnym kanalikiem. Ciepłe i brudne powietrze przechodzi przez wymiennik ciepła i zostawia w nim swoje ciepło/energię, zaś zimne i czyste powietrze nawiewane z zewnątrz przejmuje to ciepło z powrotem. Efektem pracy rekuperatora jest świeże i czyste powietrze rozprowadzane po domu przez kanały wentylacyjne, zaś brudne wyciągane jest na zewnątrz.

Rekuperacja to prawdziwy skarb i zbawienie dla naszych płuc i samopoczucia. Wszystkie zanieczyszczenia pozostają na filtrach, wtłaczając do naszych domów świeże powietrze. To naprawdę działa. Muszę obalić jeden z krążących mitów dotyczących rekuperacji.

To najczęściej zadawane pytanie. Prawidłowo wykonana wentylacja mechaniczna jest niesłyszalna. W moim domu prędzej usłyszycie bzyczenie komara niż pracę systemu wentylacji. Sama centrala wentylacyjna znajduje się w pomieszczeniu gospodarczym, czyli zaraz po wejściu do domu.

Nasza centrala to Zehnder ComfoAir 350 VV Luxe 

Posiada 3 tryby natężenia przepływu powietrza. Przez większość czasu (90%) pracuje na 1 biegu. Głośność reluperatora można porównać do nowoczesnej lodówki, czyli właściwie są to delikatne „pomruki” 😉 W trybie najwyższym, odpalonym kilka razy przy większych imprezach jest nadal niesłyszalny w pozostałej części domu. Jedynie stojąc obok niego w pomieszczeniu gospodarczym, można się zorientować, że pracuję na pełnych obrotach. Reasumując – głośność samej centrali nie jest w najmniejszym stopniu uciążliwa, gdyż urządzenie umieszczone w osobnym pomieszczeniu nie jest słyszalne dla mieszkańców domu. U nas w domu pomieszczenie gospodarcze nigdy nie jest zamknięte, gdyż urzęduje w nim nasz pies. Tym bardziej z pełną świadomością podkreślam jego cichy tryb pracy (rekuperatora oczywiście, bo Gustaw potrafi chrapać, jak czołg;-).

Przepływ powietrza przez kanały oraz dostarczanie świeżego i wyciąganie zużytego odbywa się w zupełnej ciszy. Nigdy, od samego początku korzystania z wentylacji mechanicznej nie zdarzyło nam się usłyszeń choćby najmniejszego szumu z instalacji. Dotyczy to wszystkich pomieszczeń w domu, sypialni, pokoi nawet salonu, gdzie zamontowane są dysze dalekiego zasięgu z powodu wysokich sufitów. Kluczem do bezgłośnej instalacji jest sam materiał, z którego zostały wykonane kanały, ich projekt i montaż. Pisałam już o tym wcześniej, wszystkie informacje znajdziecie → tutaj. Jedno, o czym trzeba szczególnie pamiętać to moment zainstalowania i podłączenia samego rekuperatora. Robi się to zawsze na sam koniec, po wykonaniu wszystkich prac, które mogłyby spowodować zanieczyszczenie kanałów. Jeżeli budujecie nowy dom, to centrala wentylacyjna powinna się pojawić dopiero po położeniu wszystkich podłóg, zrobieniu łazienek, przetarciu i pomalowaniu ścian itp. U mnie między montażem kanałów wentylacyjnych a fizycznym pojawieniem się rekuperatora minęło prawie pół roku. W międzyczasie kanały były zaślepione i zabezpieczone przed pyłem budowlanym i innymi zanieczyszczeniami. Poniżej kilka fotek z samego montażu rekuperatora.

Dysza dalekiego zasięgu w salonie. Jest niesłyszalna. Daje odczuwalny nawiew, szczególnie przyjemny w lecie.

Pomiar przepływu powietrza.

Główny panel sterowania znajduje się na rekuperatorze, na zdjęciu powyżej dodatkowy sterownik naścienny.

Przykładowy anemostat zamontowany w mniejszej łazience.

Anemostat w  kuchni.

Zrezygnowaliśmy w ogóle z okapu kuchennego. Przy smażeniu intensywnych potraw włączamy rekuperator na wyższy bieg i wszystkie zapachy zostają usuwane na bieżąco. Wracając do pytania – Czy utrzymywanie stałej temperatury w domu nie generuję wysokich kosztów za ogrzewanie? 

Wszystkie etapy ocieplania naszego domu plus wentylacja mechaniczna z odzyskiem ciepła i kocioł kondensacyjny musiały zaowocować ciepłym i tanim w utrzymaniu domem. Jako źródło ciepła wybraliśmy gaz. Obserwując rachunki za ogrzewanie w różnych domach zbudowanych i ocieplonych podobnie do naszego, widzę, że mielibyśmy jeszcze mniejsze rachunki inwestując w pompę ciepła. Nie są to jakieś kolosalne różnice, ale kilkadziesiąt złotych miesięcznie zostałoby w kieszeni. Jednak koszty, jakie musielibyśmy ponieść na początku inwestycji, pewnie zwróciłyby się dopiero po kilku latach. Jednego jestem pewna. Gdyby przyszło mi się budować po raz kolejny, a na działce nie miałabym gazu z sieci gazowej, pompę ciepła montowałabym od razu. Nigdy nie pchałabym się w kotły na węgiel, pellet, ekogroszek lub inne tego typu rozwiązanie.

Nie zainwestowałabym również w ogrzewanie elektryczne, które pomimo obniżek cen prądu i wprowadzeniu tzw. nocnej taryfy antysmogowej może wydawać się kuszące, jednak moim zdaniem nie przyczyni się do poprawy jakości powietrza w naszym kraju. Nawet przy założeniu, że uda się obniżyć koszty poboru energii między 22.00 – 6.00, (czyli wtedy, kiedy elektrownie mają nadwyżkę prądu i problem z magazynowaniem), do 40% i tak najuboższe gospodarstwa musiałyby zainwestować w piece akumulacyjne, które w nocy ładują prąd, a w dzień oddają i zmodernizować całą instalację grzewczą. To spory koszt. Niestety, dopóki nie znajdzie się ktoś mądry i nie wprowadzi realnych dopłat do termomodernizacji budynków, wymiany okien i przede wszystkim bez zwrotnych, prostych dopłat do wymiany zanieczyszczających powietrze kotłów i przestarzałych instalacji, nic się nie zmieni.

Owszem, istnieją już takie dopłaty, ale żeby ubiegać się o refundację nowych urządzeń, trzeba je najpierw kupić za własne pieniądze. Jak zawsze po dupie dostają najbiedniejsi. Nie zdziwi mnie wcale, jak niedługo usłyszę o chwilówkach na modernizację starej instalacji grzewczej. Zawsze znajdzie się jakaś „przychylna” jednostka. Niestety osoby decyzyjne u nas w kraju nie uczą się na niedawno popełnionych błędach. Pamiętacie program dofinansowań domów energooszczędnych N15 i NF40? Program przygotowany przez  Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej okazał się totalną klapą, bo jak inaczej nazwać wynik 158 złożonych wniosków (dzwoniłam osobiście do ministerstwa i tam uzyskałam takie informacje) w skali całego kraju przez tyle lat istnienia programu? Wyśrubowane warunki, wieloetapowy proces weryfikacyjny, podczas którego przyszły inwestor musiał ponosić koszty, a finalna kwota była pomniejszona o poniesione wydatki! Porażka na całego. Na programie N15 i NF 40 skorzystały jedynie biura projektowe, chwaląc się że posiadają w swojej ofercie takie domy. Główni wykonawcy, słysząc o stopniu komplikacji i trudnościach z uzyskaniem pieniędzy uciekali, gdzie pieprz rośnie. Wcale się im nie dziwie.

Trochę odbiegłam od tematu… 🙂 Utrzymywanie stałej temperatury w domu z dobrą izolacją, rekuperacją i optymalnym źródłem ciepła jest bardzo opłacalne. Jak to wygląda w praktyce?

Rachunki za ogrzewanie

Pewnie chcielibyście się w końcu dowiedzieć, ile kosztuje mnie ogrzewanie domu o powierzchni 143 m2 wraz z ciepłą wodą użytkową? Przypomnę tylko, że wszędzie jest ogrzewanie podłogowe, w salonie i jadalni sufit ma ponad 5 metrów wysokości, w kuchni 3 m wysokości, a w pozostałej części domu (w strefie nocnej) wszystkie są wysokie na 2,90. Temperatura stała na poziomie między 22-23 stopnie.

Poniższe dwa rachunki, przedstawiają okres rozliczeniowy od 09.11.2017 r. do 08.03.2018 r. czyli ostatnie 4 miesiące. W pierwszym rachunku za okres 08.11.2017 – 07.01.2018 odjęta została nadpłata za wrzesień i październik, gdzie płaciliśmy jeszcze według prognozy wyliczonej przy zawarciu umowy.

Pierwszy rachunek za ogrzewanie domu i ciepłą wodę użytkową wyszedł 213,98 zł minus 74,39 nadpłaty, czyli wyszło 139,67 zł co daje kwotę 69,83 zł za miesiąc.

Drugi rachunek za okres 08.01.2018 -08.03.2018 za ogrzewanie domu i ciepłej wody użytkowej wyszedł 213,98 zł co daje 106,99 zł za miesiąc.

Wybaczcie mi brak moich danych na rachunku. Z wiadomych przyczyn nie mogę je pokazać, jednak daje słowo, że powyższe rachunki są prawdziwe i pochodzą z mojego domu. Tak wyglądają nasze opłaty za ogrzewanie i ciepłą wodę użytkową.

Ściany z prefabrykatów keramzytowych

Było już o fundamentach, izolacji, oknach i innych ważnych elementach tworzących dom energooszczędny. Czas na ściany. Prefabrykaty keramzytowe bezwzględnie przyczyniły się do wyjątkowego mikroklimatu w naszym domu. W ogromnym stopniu wspierają jego energooszczędność pomimo stosunkowo cienkich ścian. Jednak nie ilość w tym przypadku ma znaczenie, ale jakość.

Termoizolacyjność domu z keramzytu

Prefabrykowane ściany z keramzytobetonu wykazują bardzo dobre właściwości ciepłochronne. Sama ich budowa/technologia wspiera energooszczędność. Duże, pełne elementy konstrukcyjne ograniczają ilość spoin i łączeń. Zaprawa murarska stosowana w tradycyjnym budownictwie, łącząca np. pustaki lub cegły, położona w nadmiarze lub słabej jakości może powodować powstawanie mostków termicznych. Co prawda izolacja ścian zewnętrznych zamaskuję ewentualne niedociągnięcia, gorzej gdy w ten sposób stawiane są ściany jednowarstwowe. W przypadku prefabrykatów, takie ryzyko spada do minimum. W moim domu, największa ściana tworząca elewację od strony ogrodu (ponad 19 metrowa) składa się jedynie z 5 elementów. Nadproża oraz wieńce stanowią integralną część prefabrykatu.

 Elementy z keramzytobetonu wykazują doskonałe właściwości izolowania ciepła. Współczynnik przewodzenia ciepła jest na świetnym poziomie – λ wynosi od 0,1 do 0,08 W/(mK). Teoretycznie, możemy więc zastosować cieńszą warstwę dodatkowej izolacji termicznej niż przy ścianach z betonu komórkowego, silikatów czy zwykłej ceramiki. Oczywiście dom energooszczędny można wznieść w większości technologii, jednak prefabrykacja to przyszłość nadchodząca wielkimi krokami.

Paroprzepuszczalność – odporność na zawilgocenie 

Poziom wilgotności powietrza w naszych domach nie powinien być niższy niż 30%. Taki minimalny poziom określa polska norma  PN-78/B-03421. Optymalna wilgotność powietrza w pomieszczeniach zamkniętych, w których człowiek czuję się najlepiej to przedział pomiędzy 40%-60%. W naszym domu występują dolne rejestry normy, więc wilgoć jest dla nas obcym zagadnieniem. Zbyt wysoka wilgotność może mieć niekorzystny wpływ na nasze ubrania, książki, sprzęt czy meble. To również idealne środowisko do rozwoju roztoczy, grzybów i pleśni. Pewnie nie jedno z Was mieszkało lub odwiedzało domy, które szczególnie w okresie zimowym epatowały wilgocią potęgującą odczucie chłodu. To właśnie takie wspomnienia są często przyczynkiem do niechęci przed budowaniem domu. Dlatego wielu naszych znajomych wybrało mieszkania w bloku zamiast domu. Myśl o przeszywającym chłodzie i wilgotnej zawiesinie w powietrzu skutecznie odpychała ich od mieszkania za miastem.

Z technicznego punktu widzenia paroprzepuszczalność w budownictwie jest to przede wszystkim zdolność do odprowadzenie pary wodnej przez przegrody budowlane. Takie właściwości wykazuje właśnie ściany z keramzytobetonu. Porównując ze sobą kilka materiałów budowlanych, można zauważyć wyraźną różnicę w wartościach współczynnika oporu dyfuzyjnego pary wodnej.  Lekki beton keramzytowy wykazuje duży współczynnik przepuszczalności pary wodnej w porównaniu do innych materiałów takich jak: beton komórkowy, pustaki ceramiczne, cegła silikatowa, cegła ceramiczna czy styropianu. Pierwszym powodem wysokiej paroprzepuszczalności jest porowata struktura. Połączenie keramzytu z piaskiem i cementem, powoduję powstanie mikro kanalików, przez które para wodna może swobodnie uciec. Odprowadzenie pary wodnej powoduję zatem utrzymanie materiału w należytej wilgotności, co równocześnie przekłada się na szybkie wysychanie, szczególnie w pomieszczeniach jak kuchnia, łazienka. W efekcie utrzymany jest idealny poziom termoizolacyjności, na którym tak wszystkim zależy.

Nie pamiętam już, gdzie o tym pisałam ale wspomnę raz jeszcze pewien przykład. Niemal rok temu, kiedy w połowie marca puściły srogie mrozy, nasz dom zaczął wracać do żywych. Pozostawiony w stanie surowym zamkniętym czekał na upragnioną wiosnę. W tym samym czasie budowali się nasi znajomi. Byliśmy dokładnie na tym samym etapie, czyli SSZ. Ich dom powstał z bloczków ceramicznych. Gdy puścili kilkunastostopniowe mrozy, ściany naszych domów zaczęły oddawać nagromadzoną wilgoć. Zjawisko, którego byliśmy świadkami, na początku trochę nas wystraszyło. Szybko jednak zrozumieliśmy, co się dzieję. Z naszych prefabrykowanych ścian woda lała się jak z kranu. Ciurkiem spływała po gładkiej powierzchni, tworząc spore kałuże. W pierwszym dniu roztopów keramzytowe ściany oddały całą wilgoć. Po kilku godzinach były całkowicie suche, gotowe niemalże do malowania. Ten sam proces w domu naszych znajomych trwał ponad 3 tygodnie.

Budownictwo energooszczędne to rzeczywistość, która nadchodzi wielkimi krokami. Po 2020 roku wszystkie nowe budynki mają spełniać zaostrzone wymagania dotyczące ich charakterystyki energetycznej. Według przyjętych założeń współczynnik przenikania ciepła U zewnętrznych ścianach w ogrzewanym budynku będzie musiał być niższy o 20%, dachów i stropów pod nieogrzewanymi pomieszczeniami o 25%, drzwi i okien od 25% do 30%. Maksymalna wartość wskaźnika zapotrzebowania budynku na nieodnawialną energię pierwotną EP, będzie o 40% niższa niż dopuszczalna jeszcze w 2016 roku. 

Co to oznacza dla obecnie budujących energooszczędnie?

Nasz dom wybudowany dziś, będzie aktualny po 2020 roku. Nie straci przez to na wartości i będzie spełniać wytyczne dotyczące warunków technicznych, jakim powinny odpowiadać budynki i ich usytuowanie oraz ich charakterystyka energetyczna.

Powiązane wpisy

Jedna odpowiedź do “Dom energooszczędny po pierwszej zimie – komfort i oszczędności

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *